poniedziałek, 2 marca 2009

Grupa Literacka ETERNA

Nadszedł czas aby cofnąć się zamierzchłe dzieje, pokryte kurzem i pleśnią. W roku 1990 napisałem swój pierwszy...wiersz. Tak jest, zanim zacząłem pisać prozę na poważnie, recenzje czy gawędzić z pisarzami, płodziłem poezję. Tytuł pierwszego wierszopłodu, brzmiał oczywiście - "Moja dziewczyna" i powstał podczas górskiej wędrówki w Bieszczadach...Ale na początku pisanie liryki nie szło mi najlepiej. Wszystko zmieniło się w 1993 roku, kiedy poznałem Joasię, a potem zacząłem studiowanie polonistyki w Białymstoku. Musiałem zostać poetą skoro miałem już komu dedykować swoje utwory i wiedziałem jak je pisać, dzięki zajęciom z poetyki, teorii i historii literatury. Moje poezjopisanie nabrało tempa, gdy z przyjaciółmi w kwietniu 1996 roku powołałem do życia Grupę Literacką ETERNA. Przemek Lisowski, Lucyna Kasjaniuk, Kamil Dąbrowski - ależ to było wyśmienite towarzystwo !!! Jakiś czas później do Eterny dołączył Piotr Nowik, blisko był z nią również związany Paweł Górny. Do legendy przeszły już nasze spotkania w moim pokoju na Towarowej w kłębach dymu, w oparach wina i wśród brzęku butelek piwa. Dłuuugie rozmowy do późna, nie tylko o poezji i literaturze, rozkoszowanie się sztuką i oczywiście wchłanianie siebie oraz radość z przebywania ze sobą, tym właśnie w wielkim skrócie była ETERNA. Ważnym elementem naszej działalności były występy sceniczne. Prezentowaliśmy swoją twórczość w kawiarniach, domach kultury, w szkołach średnich, na uniwersytecie, w przeglądach artystycznych. Ostatni raz wystąpiliśmy jesienią 2001 i grupa przeszła do historii. Potem pojawialiśmy się na scenie ze swoimi wierszami np. na slamie czy na imprezie literackich w Cabarecie (w tym właśnie miejscu zrobił mi publikowane powyżej zdjęcie Bartosz Arendt), ale już nie pod szyldem Eterny, tylko "solo". Przemek, Kamil i ja (Lucyna mieszkała już wtedy w Szwecji) po raz ostatni daliśmy poetyckiego czadu w konkurskie jednego wiersza w kwietniu 2004 roku. Potem już coraz rzadziej pisałem wiersze, a teraz już w ogóle to mi się nie zdarza. Poniżej "the best of" mojej poezji - wybrałem wiersze, które najczęściej prezentowałem publicznie, a to dlatego że najbardziej podobały się publiczności.

* * * * *
poeci są jak dzieci
chcą mieć
najlepsze zabawki
i zdobywać pierwsze miejsca
we wszystkich konkursach

poeci są jak dzieci
nie lubią przegrywać
i dzielić się z innymi czekoladą

poeci są jak dzieci
uwielbiają
głaskanie po głowie
a gdy nie dostają czego chcą
wrzeszczą, gryzą, tupią
i chowają się do szafy

poeci są jak dzieci
wierzą we wszystkie bajki
a potem
zmyślają
zmyślają
zmyślają

9 VIII 2000

co się plącze w żywopłocie

to bzdura, że
po kobiecie i poecie włóczą się
tylko przypadki
i nic innego w żywopłocie

co z tego, że
zawołam : kooobieettoo !!!
odpowiem : poeto
czy też
z kim poetą a z czym kobietą
rodzaj jest przecież taki jak trzeba

oboje języczą za dużo i beczą w deszcz

a co ich plącze to
ból
u niego
tworzenie przez cierpienie
u niej
rodzenie w męczarniach

krwawią też równomiernie

z tym, że
kobieta comiesięcznie
a poeta
z każdym wierszem

Oda do nicości końca wieku XX

oto my na drobne rozmienieni
z dusz wyprzedani
z lewa czy prawa klauni
i pod szyją krawat

karłowaci
zmiętoszeni
a temu

pod ścianą
banknoty nosem wyłażą
a pani obok
komórka w mózgu dzwoni

Młodości, gdzie skrzydła twe
gdzie twój nektar żywota,
który z pucharu bogów piłaś

Jeżeli mocą wspólną, szałem rozumni,
potęgą myśli, uczuć chorągwią
z pieśnią nad pieśniami chórem wstaniemy,
to świat - dziad ujrzy świt ostatni
i nastaną wieczne juwenalia

Oto my na drobne rozmienieni
Oto mu brzęczymy głuchoniemo
Uziemieni
Wypróżnieni
Stechnoceni komórkożercy

Gdzież nam łeb urywać hydrze
którędy po laury do nieba iść
po co witać jutrzenkę swobody
jeżeli nam
srebrników ton
nad wszystkie poezji ogrody

pejzaż skuty lodem

w noc grudniową patrząc w dal śnieżną
widzę ciebie w zaprzęgu sań reniferów
jak gościńcem przez zamieć arktyczną
tuż nad ziemią mkniesz bez szmeru

włosy powietrzne obsypane szmaragdami bieli
i uśmiech gorący na tarmoszone jodły
jak lawa rozkoszna w zimowej pościeli
za łąki skute lodem wznosi modły

gwiazdą przewodnią jesteś skrzatom leśnym
po uszy otulona w puszyste skrzydła łabędzie
jawisz się aniołem edenu w pejzażu zimnym
przed nocą skrywasz oczy lśniące nieba błękitem

z podróży dalekiej na ziemię wracam
wyobraźni nienasycony obrazem
z tęsknotą napiętą do granic rozpaczy
muszę ciebie na jawie tak piękną zobaczyć

JAK POECIE JEST NA ŚWIECIE

smutno na świecie jest poecie
dąsa się i nadyma
czy to wiosna czy zima
smuty, wciąż smuty - płaczą
zwędrowane dziurawe buty

nijak na świecie jest poecie
nawet gdy przez jezdnię przechodzi
lub kawę zaparza
byle jak mu to wychodzi
nijak - pijak - poeta - od peta

za głośno poecie jest na świecie
gdzie podziać się ma potomek wieszczy
gdy wokół wszystko wrzeszczy,
zgrzyta, tłoczy
hałas wydłubuje oczy
a cisza głucha jest jak pień

nie wie poeta po co jest na świecie
nie wie
ale chodzi i pyta
gdzie jest jego szubienica

ECCE HOMO

czy można
stworzyć światłość
która stała się
dnia pierwszego
i oddzieliła od ciemności
jak wypowiedzieć
słowo którego nie było
na początku
ani w żadnym liście Apostołów

w jaki sposób
rozdać pięć chlebów i dwie ryby
tak aby jeszcze
dwanaście koszy
resztek zebrać
i podziękować niebu

kto z was
wejdzie na Górę
upadnie na kolana
i gęste krople krwi
w ziemię wpuści

a czy po raz wtóry
znajdzie się ten
który
przed cierniową koroną
i płaszczem purpury
do arcykapłanów rzeknie
„Ecce homo”

NA WIELKI POST

mówią,
że podobny jestem Chrystusowi
z długich włosów
powłóczystych szat
i czterdziestu dni na pustyni
a czy widzieli
mnie - pacholę wśród mędrców świątyni
na skroni mej czy dojrzeli
cierniowy wieniec
a może
wzdłuż krzyżowej drogi wznieśli
czy ktokolwiek
usłyszał z ust mych
„Eli, eli lama sabachtani”

******
mężczyzna kobiecie
podpórką jest pod smukłe ramię
albo
przedłużeniem młotka
bywa
co niewiarygodne
podnóżkiem z owczej wełny
ale tak naprawdę
mężczyzna jest kobiety najwierniejszym psem
hau hau gggrrr
lub najczęściej używaną pomadką

*******
A kiedy umrę dla świata waszego
nie kłaniajcie się nad grobem moim
lamentu szumiących drzew
słyszeć nie chcę
ani widzieć
potoku umartwionych łez

pozorna litość wasza
zakłóci spokój duszy
i mój sen po życiu
w mrocznej obłudzie

Wierzę, że za brama nieba
każde słowo jest wieczne
a każda myśl chlebem czysta

Pragnę jedynie
aby
stary mnich w kapturze
o zmroku
powiedział wiersz
A d d i o Norwida
nad krzyżem moim

* * * * *
mógłbyś
wpłynąć do zatoki jej ciała
ominąć międzyudzie
zatrzymać się w porcie piaszczystych ramion
i nad ranem
przez namiot jej dłoni ujrzeć stado mew
naprawdę
mógłbyś

czy sztuką klasyczną
byłoby dla ciebie
nagość aksamitną odkryć w morskiej fali
i nie dotknąć jej wcale

czy to możliwe
abyś mógł
utkać na włosów jej kobierzec
ze słów-stokrotek
wieniec śnieżnobiały
i zaniemówić w jednej chwili

* * * * *
gdybyśmy się znowu pierwszy raz spotkali
ale w innym lesie, godzinę inną
to samo olśnienie
przywiodłoby mnie do ciebie

w te samą kruczoczarność
zanurzę dłonie głęboko
za chwilę
jak i w tamte dni pierwsze

tak samo byś tańczyła
dla mnie tylko
podniebnie, zwiewnie
w sukience kwietnej

słowa płomienne
z ust jeszcze gorętszych
wybuchłyby te same
wieczorem, nad ranem

i wszystko byłoby takie jak wtedy
spacery, słońce
i powroty bez końca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz